piątek, 21 grudnia 2012
Post przedświąteczny
Nie mam absolutnie talentu do składania życzeń, więc napiszę jedynie, że życzę Wam wesołych Świąt, żeby łasze domy pachniały piernikami i całą resztą świątecznych przepyszności, żeby spadło choć trochę śniegu i żebyście spędzili czas w gronie - rodziny czy przyjaciół, jak tam sobie chcecie - a nie w samotności. I żeby ten czas był spożytkowany nie tylko na leniwe leżenie przed telewizorem, a na coś co na prawdę lubicie robić razem.
Zdjęcie niestety mało ma wspólnego z rzeczywistością zza okna, ale kto wie? Miłej krzątaniny :*
sobota, 15 grudnia 2012
Bezowe choinki
Łatwiutkie, szybkie i przeurocze :)
Przepis na
“bezowy” krem z Moich Wypieków.
sklładniki (4 choinki)
spód wg
uznania – u mnie suche biszkopty nasączone mlekiem
1 białko
0,6 szklanki cukru
3 łyżki wody
posypki, cynamon, kawa, smarties
Kokilki wyłożyć wybranym "spodem" (mogą to być owoce, skruszone ciastka itd.) - ja pokruszyłam suche biszkopty i zalałam je odrobiną mleka. Następnie pod każdą choinkę wrzuciłam "prezent" - do jednej kokilki wsypałam trochę smarties, do kolejnych odrobinę cynamonu/czekolady/kawy rozpuszczalnej.
Przygotować bezową piankę. Białko, wodę i cukier miksować przez minutę, po czym miksować jeszcze 10-12 minut w kąpieli wodnej (aluminiową miskę z białkiem umieścić na garnuszku z gotującą się na małym ogniu wodą tak, by dno miseczki nie dotykałopowierzchni wody). Masa z białka bardzo zgęstnieje. Kiedy skończymy, przełożyć krem do rękawa cukierniczego i wycisnąć do każdej kokilki. "Choinki" udekorować i schłodzić w lodówce.
wtorek, 11 grudnia 2012
Zapiekany budyń z wszystkim co świąteczne :)
Wiem,
że z blogiem u mnie ostatnio nie najlepiej... mogę co prawda
obiecać rychłą poprawę, jak poprzednio, ale spłynęłoby to
prawdopodobnie na niczym, bo brak czasu podejrzewam będzie
doskwierać mi jeszcze przez dobre kilka miesięcy. Ale to jest dobra
rzecz!
Tymczasem,
trochę na odczepnego, zapiekany budyń, do którego dodać można
wszystko co słodkie i co kojarzy się Wam ze Świętami. U mnie
obowiązkowo żurawina, mandarynki I cynamon...
składniki
obrane
(z tej cieniutkiej skóreczki też) mandarynki
trochę
suszonej żurawiny
mleko
śmietankowy
budyń w proszku
cukier
cynamon
biszkopty
Biszkopty
skruszyć i wrzucuć do kokilek razem z mandarynkami i żurawiną.
Budyń rozpuścić w mleku (proporcja: łyżka budyniu na pół
szklanki mleka), posłodzić według uznania. Rozlać mleko do
kokilek, posypać cynamonem i zapiekać 20 minut w nagrzanym do 180
stopni C piekarniku. Podawać na ciepło!
środa, 21 listopada 2012
Akcja: Ramekin! Świąteczna edycja.
Święta tuż tuż a nasze kokilki kurzą się od dobrych paru miesięcy. W związku z tym proponuję reedycję Akcji Ramekin! Spodziewam się pysznych, rozgrzewających słodkości pachnących cynamonem, tradycyjnych polskich potraw wigilijnych odkrytych na nowo dzięki kokilkom i wszechobecnego Świątecznego Nastroju!
Życzę wielu magicznych przepisòw!!!
Tu link do podsumowania poprzedniej akcji :)
A tu kod banerka :
Życzę wielu magicznych przepisòw!!!
Tu link do podsumowania poprzedniej akcji :)
A tu kod banerka :
Kod należy skopiować i wstawić na swoją stronę. |
poniedziałek, 12 listopada 2012
Pomysł na... uśmiech w 15 minut
Działa,
sprawdzone przeze mnie jakieś
trylion razy, dawno dawno temu.
Odgrzebany
“przepis” z dzieciństwa,
kiedy miało się
wiele problemòw i smuteczkòw.
składniki
(na jeden duży uśmiech)
1 spory
dojrzły banan
kilka
kostek czekolady
Skòrkę
banana rozciąć wzdłuż,
po bokach upchnąć kostki
czekolady, zawinąć w
folię aluminiową.
Wsadzić do zimnego
piekarnika, włączyć
na 10minut, nastawić na
100stopni. Wyciągnąć.
Zajadać.
środa, 7 listopada 2012
Carrot Cake na grymaśną pogodę
W tym
tygodniu meteorologiczne zawirowania zaskoczyły
nawet mnie – wiecznie przygotowaną
na wszelkie ewentualnosci... śnieg,
wiosenne 15 stopni następnego
dnia, ulewny deszcz kolejnego... Do tego przynajmniej trzy
dyrastyczne zmiany pogody dziennie, Zeby nie było... i stąd właśnie
carrot cake: pachnące
świętami,
rozwesela pochmurne, jesienne dni wiosenie lekką i świezą
jogurtowo-serową polewą.
składniki
(tortownica o średnicy ok
26cm lub 12 muffinek)
ciasto:
1,5
szklanki mąki pszennej
0,5
szklanki cukru
0,5
szklanki oleju
2 jaja
szklanka
startej na grubych oczkach marchewki
łyżka
gorzkiego kakao
łyżeczka
proszku do pieczenia
łyżeczka
przyprawy do piernika
szczypta
soli
odrobina
masła i bułki tartej do wysmarowania i posypania tortownicy
polewa
serowo-jogurtowa:
4
łyżki podwòjnie mielonego twarogu
3
łyżki jogurtu naturalnego
2
łyżki cukru pudru
opcjonalnie:
wiòrki kokosowe
Białka
jajek ubić na sztywno dodając stopniowo cukier. Następnie, nie
przerywając miksowania, dodać olej i żòłtka. Na samym
końcu dodać
startą marchew oraz mąkę
wymieszaną z suchymi
składnikami, wymieszać.
Gęstą
masę rozsmarować
po natłuszczonej i obsypanej bułką
tartą tortownicy. Piec w 180stopniach C przez ok 20minut (do
suchego patyczka).
Przygotować
polewę serowo-jogurtową: twarożek, jogurt i cukier puder zmiksować
na jednolitą masę. Polać nią ostudzone ciasto. Opcjonalnie
posypać wiòrkami kokosowymi.
czwartek, 1 listopada 2012
Kajmakowo-śliwkowy “sernik” na kwaśnej śmietanie
To miała
być pierwsza rzecz do
przyszykowania po powrocie do Polski ale trochę
mi się zapomniało
więc jest teraz. Puszysty
i wilgotny, olbrzymi, idealny na rodzinne spędy.
składniki
(forma 20x30cm i <)
kruchy
spòd (ten lub wasz
ulubiony):
350g mąki
pszennej
140g
pokruszonych herbatnikòw
BeBe
1 łyżeczka
proszku do pieczenia
5 łyżek
cukru pudru
6 żòłtek
150g masła
masa
“serowa”:
6 białek
110g cukru
200ml
gotowej masy kajmakowej (leN!)
990g
kwaśnej śmietany
18%
1 budyń
smietankowy
0,5
łyżeczki
ekstraktu waniliowego
szczypta
soli
śliwki
pokrojone w ćwiartki do
wyłozenia spodu
polewa
śliwkowo-kajmakowa:
200ml
gotowej masy kajmakowej
3-4 śliwki
Składniki
na ciasto kruche zagnieść
dokładnie, poczym wylepić
nią formę
wysmarowaną wcześ
niej masłem i
przesypaną bulką
tartą.
Przygotować
masę “serową”:
zmiksować śmietanę
z budyniem, ekstraktem i masą
kajmakową. W osobnej
misce na sztywną pianę
ubić białka
z cukrem i szczyptą soli.
Dodawać masę
śmietanową
delikatnie mieszając do
całkowitego połaczenia.
Wylac na spòd wyłozony
ćwiartkami śliwek.
Piec w piekarniku nagrzanym do 170 C przez około
35 minut po czym zmniejszyc temperaturę
do 150 C i piec jeszcze 20 minut. Po tym czasie zostawić
sernik w wyłączonym
piekarniku z uchylonymi drzwiczkami na 10 minut. Odstawić
do wystygnięcia.
Resztę
śliwek pokroić i
potraktować blenderem do
uzyskania musu. Wrzucić na
patelnię, dodać
resztę masy
kajmakowej, podgrzać,
odstawić do lekkiego
wystygnięcia. Rozsmarować
polewę na wystygniętym
serniku. Ciasto przechowywać w
chłodnym miejscu bądź
w lodòwce.
niedziela, 28 października 2012
Murzynek na pierwszy śnieg
Rozpisywać
się nie będę, bo nie ma o czym: ci, co lubią śnieg i lubią
murzynka wiedzą, że mało jest na świecie rzeczy lepszych od
oglądania padającego śniegu przez okno i równoczesnego
zajadania się czekoladowym ciachem :)
składniki
(forma ok 30x25)
180g
miękkiego masła
150g
czekolady deserowej
220g
cukru
3
jajka
380g
mąki
3
łyżeczki proszku do pieczenia
300ml
mleka
ekstrakt
z wanilii
Mleko
podgrzewać z masłem na małym ogniu do całkowitego rozpuszczenia,
po czym odczekać aż odparuje i dodać czekoladę z cukrem,
wymieszać. Jaja z mąką, proszkiem do pieczenia i wanilią
zmiksować na gładką masę, dodać przestygniętą masę
czekoladową. Przelać do wysmarowanej masłem i przesypanej bułką
tartą formy. Piec ok 55min w temperaturze 190stopni C.
niedziela, 21 października 2012
Cynamonowe paluszki
Na początku pobytu w Krakowie nie miałam czasu na pieczenie, teraz szczęsliwie nauczyłam się znajdywać godzinkę raz na kilka dni. O wiele gorzej bywa z czasem na robienie zdjęć i pisanie na blogu. Przykro mi niezmiernie z tego powodu, bo było to swojego czasu moim osobliwym uzależnieniem i tęsknię :)
składniki
ciasto francuskie
cynamon
cukier
mleko
Ciasto francuskie wysmarować mlekiem za pomocą pędzelka, posypać cynamonem oraz cukrem. Płat ciasta pociąć w paski wg uznania (u mnie ok 1,5cmX8cm) po czym każdy pasek skręcić cynamonową stroną na zewnątrz. Piec w 190stopniach przez 10-15minut.
niedziela, 14 października 2012
Na leniucha...
...czyli podstawowy przepis na muffinki. Nie chodzi
o to, że brak mi weny, bo
jest wręcz na odwròt.
Ale cierpię ostatnio na
chroniczny brak czasu i nieprędko
się to zmieni. Mam
nadzieję, że
nauczę się
chociaż lepiej
rozporządzać
tym, ktòry mam. Tymczasem
łapię
się za proste przepisy,
a wyszukane pomysły
lądują
w specjalnym zeszyciku.
składniki
(12 sporych muffinek)
2
szklanki mąki
½
szklanki cukru
1
szklanka mleka
1
jajo
115g
rozpuszczonego masła
1
łyżka proszku do pieczenia
(dodatkowe składniki do wyboru)
W
rondelku na wolnym ogniu rozpuścić masło. Mąkę i proszek do
pieczenia przesiać do jednej miski. W osobnym naczyniu ubić jajo z
cukrem i mlekiem, po czym dodać rozpuszczone, przestudzone masło.
Połączyć z mąką i zamieszać tak, by pozostały widoczne grudki
maki. Nakładać do foremek na muffinki, piec w 200stopniach przez
około 20minut.
środa, 26 września 2012
Mini Apple Tarts Survival - po przerwie
Wrzesień
nie należał do najpłodniejszych kulinarnie miesięcy...
przeprowadzka, brak kuchennych sprzętów i tak dalej. Ale teraz
postaram pojawiać się już trochę częściej – tak strasznie
brakowało mi pieczenia! Sprzętów nadal nie mam – ani wagi, ani
standardowych szklanek nie uświadczysz, więc robiłam wszystko na
oko. Foremki do tarteletek kupiłam, mimo, że pakując wszystkie
moje kuchenne osprzętowanie, zaklinałam się, że przez najbliższe
pół wieku nic z kategorii sobie nie kupię... cóż, w takich
sytuacjach nie powinnam brać się na serio :)
składniki
(6 sztuk)
ciasto
kruche
1 szklanka
mąki pszennej razowej
2 żółtka
120g masła
2/3
szklanki cukru
jabłka z
cynamonem
3
pokrojone w kosteczki jabłka
2 łyżki
cukru
1 łyżeczka
maki
szczypta
cynamonu
Przygotować
ciasto kruche: dokładnie zagnieść składniki i odłożyć je na
pół godziny do lodówki. Pokrojone jabłka wrzucić na patelnię
i podsmażyć razem z cukrem, mąką
i cynamonem. Foremki do tartaletek wysmarować masłem i wysypać
mąką/
bułką tartą.
Schłodzone ciasto podzielić na 6 kulek i podogniatać równomiernie
do foremek. Pokrojone i podsmażone jabłka porozkładać do
tartaletek. Piec ok 35 minut w 140stopniach. Z foremek wyciągać
najlepiej lekko – acz nie całkowicie – ostudzone (wtedy
wyskakują najłatwiej).
wtorek, 4 września 2012
Tiramisù w waflu
Do
tiramisù
przyczajałam się już od dawna. Ostatecznie, pożegnanie z
Italią wydaje się być dobrą okazją do tego, by w końcu je
zrobić. Zwłaszcza, że - jak już pisałam wczoraj – muszę
wyczyścić szafki z zapasów. W zapasie były wafle i kakao...
Ze względu
na to, że porcje są na prawdę małe, moją wersję można prawie
nazwać dietetyczną, co oczywiście jest plusem. Do tego jest
wygodna, spokojnie można wziąć wafla w łapkę i jeść jak loda –
nic nie wypływa ani nie wyskakuje znienacka, choć się tego
obawiałam.
składniki
(7 małych porcji)
7 wafli do
lodów
100g
deserowej czekolady
85g
mascarpone
1 jajo
2 łyżki
cukru
szczypta
soli
1 espresso
40g
ciastek savoiardi
kakao do
posypania
Przygotować
wafle: czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i pędzelkiem
wysmarować nią wnętrze wafelków (jest to konieczne, bo bez
czekolady wafle zmiękną). Włożyć je do lodówki, by czekolada
szybciej stężała.
(jeśli
nie posiadacie stojaczka do lodów, w górze dosyć wysokiego kartonu zróbcie
dziury)
Savoiardi ponamaczać w espresso, odrobinę bardziej niż w klasycznym
tiramisù,
ale nie mogą być też całkowicie przemoknięte. Przygotować krem:
mascarpone, 1 łyżkę cukru oraz żółtko zmiksować na gładką
puszysta masę. Białko ubić na sztywno ze szczyptą soli dosypując
po odrobinie resztę cukru. Połączyć delikatnie obie masy.
Posadzić
wafelki w stojaku do lodów (/kartonie). Savoiardi porozdzielać na
kawałki i po kolei: upychać kawałek do wafla, zalewać łyżeczką
jajecznej masy, kawałek ciastka, łyżeczka masy – aż do brzegu.
Wstawić do lodówki na 12 godzin. Posypywać kakao tuż przed
podaniem.
poniedziałek, 3 września 2012
Informacje ze świata!
Ogłaszam,
że chwilowo będę zmuszona zrezygnować z wytrawnego kącika na
moim blogu. W sierpniu miałam trochę nerwowo-pozytywnych zawirowań,
czego skutkiem będzie ograniczona ilość czasu we wrześniu. I
ograniczone pole do popisu. W związku z moją już na 100% pewną przeprowadzką (hurra!), jestem tak nerwowa, że jem obiad tylko po
to, by mieć siłę na denerwowanie się przez resztę dnia :) Nie
mówiąc już o tym, że muszę pokończyć wszystkie
zamrażalnikowo-szafkowe zapasy, więc często jem to, na co tak na
prawdę nie mam ochoty...
Jedno (mam
nadzieję) nie zmieni się mimo mojego braku czasu – przeprowadzka
przeprowadzką, ale coś słodkiego na śniadanko trzeba zjeść.
Choćby świat się walił. Tak więc uchylam Wam rąbka jutrzejszego
wpisu!
(górne zdjęcie - zmiana czcionki na nim jest wynikiem nieudanego eksperymentu Kochanka, który w przypływie
komputerowego natchnienia postanowił zainstalować mi włoską
wersję Linuxa. Z Linuxem się nie zaprzyjaźnimy, choćby dlatego,
że mój program graficzny jeszcze nie działa, a brak polskich
znaków sprawił, iż post ten powstawał na prawdę bardzo długo...)
wtorek, 28 sierpnia 2012
Co lubisz najbardziej?
To jest bardzo spóźnione
urodzinowe ciasto. Prawie niemożliwe, że mam dwumiesięczny obsuw. Ale w dniu
urodzin Kochanka miałam 40stopniową gorączkę, a później to on siedział cały
czas w domu na zwolnieniu chorobowym, a co to za urodzinowe ciasto bez
niespodzianki? W końcu, po dwóch miesiącach absolutnej nierozłączności, musiał
wyjść coś załatwić. Po dwóch miesiącach, zaległego urodzinowego ciacha w ogóle
się nie spodziewał :)
Ciasto było wynikiem
przemyśleń. I tak powstała zabawa w robienie „co lubisz najbardziej”. Najczęściej
sięgamy po przepisy. A czasami warto o nich zapomnieć, a zamiast tego przysiąść
i spisać trzy rzeczy, które lubimy najbardziej. Niekoniecznie co lubimy
najbardziej zawsze, działają też okresowe fascynacje. Obecnie Kochanek uwielbia
banany, ma też fazę na Nutellę (stąd muffinki z Nutellą, nie mogłam mu pozwolić
zjeść całego, ponad siedmiusetgramowego słoja). Polubił też serniki,
najbardziej te kremowe, na zimno, bez żelatyny, z mascarpone. I tak powstał
sernik na zimno z kremem bananowym i kremem z Nutelli.
Już kiedyś bawiłam się w
coś podobnego – dla siebie, tutaj.
składniki (keksówka o długości 26cm)
spód
200g ciastek (użyłam zbożowych kakaowych, dosypałam odrobinę płatków chockapic)
90g miękkiego masła
krem bananowy
2 małe banany
2 łyżki kremówki
2 łyżeczki proszku na budyń śmietankowy
krem orzechowy
250g mascarpone
150g Nutelli
Ciastka pokruszyć na bardzo drobno i wyrobić z masłem na w miarę zwartą masę. Keksówkę (lub tortownicę) wyłożyć papierem do pieczenia, po czym z ciasteczkowej masy uformować spód, tworząc wyższe brzegi. Schłodzić przez 10min w lodówce.
Banany rozgnieść, wrzucić do rondelka, dodać kremówkę wymieszaną z proszkiem na budyń, podgrzać i odstawić do wystygnięcia. Wyłożyć masę bananową na ciasteczkowy spód i rozprowadzić równomiernie, po czym przykryć keksówkę folią spożywczą i wsadzić ponownie do lodówki.
Przygotować masę z Nutellą: mascarpone i Nutellę zmiksować razem do powstania jednolitej masy. Krem rozprowadzić na wierzchu bananowej warstwy. Ciasto w lodówce, przykryte folią spożywczą.
Jak często mi się zdarza, twór nie wygląda przeatrakcyjnie, ale smakuje bosko, więc mu wybaczamy :)
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
Muffiny z Nutellą!
O te muffinki suszono mi
głowę od momentu kupienia foremek, czyli bardzo dawno temu, ale wyleciały mi z
głowy. A później powstała długa lista przepisów na muffinki i babeczki, a ten
na muffinki z nutellą zaginął gdzieś po środku. Mignęły mi gdzieś ostatnio i
postanowiłam dłużej ich nie odwlekać. Boskie. Z nutellą smakuje wszystko. Do tego przepis na ciasto też jest bardzo dobry – wychodzi takie, jak
lubię: z chrupiącym wierzchem, w środku miękkie i mokre, trzyma 2 dni. Do wykorzystania w
innych kombinacjach.
Przepis stąd.
składniki (12 sztuk)
140g miękkiego masła
160g cukru
3 jaja
aromat waniliowy
200g mąki
szczypta soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Nutella
Masło miksować z cukrem przez 2 minuty, dodać jaja i wanilię. W osobnej misce wymieszać suche składniki - mąkę, sól, proszek do pieczenia. Dodawać partiami do jajecznej masy. Nakładać do muffinkowych foremek do około 3/4 wysokości. Na koniec do każdej dodać około 1½ łyżeczki Nutelli i wykałaczką bądź patyczkiem do szaszłyków robić spiralki. Piec 20-25 minut w temperaturze 165stopni.
czwartek, 23 sierpnia 2012
Blondie w różowym nastroju
Chwalicie się czasem, na
kulinarnych blogach, swoimi kuchniami, nowymi nabytkami, kotami :) to i ja się
pochwalę! Jedną z niewielu rzeczy, które mi wyszły w życiu poza kuchnią jest
mój najinteligentniejszy i najpiękniejszy pies rasy pinczerXchihuahua :) Poznanie mojego psa powinno być pierwszym krokiem do poznania mnie… ale jest na
odwrót. Kto mnie zna, ten wie, że nie jestem osobą, która jest potencjalnie
zdolna do przepadania za małymi psami. Owczarek niemiecki – o tak. Nowofundland
– to rozumiem. Wyżeł. Ewentualnie bokser, może husky z jakiegoś inteligentnego
szczepu. I prawda jest taka, że pinczerXchihuahua nie był w planach. Wyszło jak
wyszło, jak zwykle na opak. Całe szczęście!
Zdjęcie dodane na prośbę :)
W ramach bonusu po
kawałku blondie z różowymi lentylkami dla każdego :)
Wątpiłam, kiedy okazało się, że nie zawiera czekolady. Ale to lekko ciągnące się wnętrze jest po prostu obłędne!
składniki (20x15cm)
75g masła
190g brązowego cukru
1 jajo
aromat waniliowy
165g mąki
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
0,25 łyżeczki soli
szczypta sody
pół szklanki lentylków
Masło i cukier podgrzać do zawrzenia i gotować na małym ogniu - cały czas mieszając - jeszcze około 3 minuty, odstawić do całkowitego wystygnięcia. Jajo ubić do puszystości z wanilią, dodać do cukru, zmiksować. Odstawić na 10 minut (w tym czasie cukier się lekko rozpuści w jajku), zmiksować ponownie. Dodawać partiami mąkę wymieszaną z sodą, proszkiem do pieczenia i solą. Naczynie żaroodporne bądź formę wyłożyć papierem do pieczenia i rozsmarować na nim równo bardzo gęste ciasto. Posypać lentylkami*. Piec w 180stopniach przez 20 minut po czym zostawić na kolejnych 5 w wyłączonym piekarniku.
*w grafice google nie pękały; jeśli macie na to metodę, byłabym wdzięczna za rady :)
środa, 22 sierpnia 2012
Kryzysowe lody na patyku
Kryzysowe bo kosztują
niewiele. Bo sprawdzą się, kiedy napada nas latem kryzys w diecie. I jeszcze dlatego,
że ich główny składnik pochodzi z kryzysowej szuflady (tzn. tej, gdzie trzymam
składniki na okazje „robić się nie chce, ale jeść trzeba”). Kiedyś szuflada
pękała w szwach, bo nie od zawsze lubiłam siedzieć w kuchni. Ale teraz
stopniowo ją opróżniam - jej zawartość nie jest mi już potrzebna, trzeba zrobić
porządek, a najbardziej bo (miejmy nadzieję) szykuje mi się przeprowadzka, a
chciałabym się przeprowadzać z jak najmniejszą ilością tobołków. Tak więc do
dzieła. (pomysł: własny :)
składniki (4 sztuki)
galaretka owocowa (u mnie
truskawkowa)
wrzątek – w ilości mniej
więcej 3/5 tej wskazanej na opakowaniu (u mnie powinno być 0,5l, więc użyłam
0,3l)
patyczki do lodów – kryzysowo
użyłam plastykowych widełek
Galaretkę zalać
wrzątkiem, mieszać aż się rozpuści, odstawić do wystygnięcia. Przygotować
naczynie (u mnie keksówka o długości 26cm): lekko nawilżyć wodą dno i boki* a
następnie wyłożyć folią spożywczą. Wystudzoną galaretkę przelać do keksówki a
wstawić do lodówki. Kiedy całkowicie stężeje, wyciągnąć ostrożnie z naczynia i
pociąć na równe części. W każdą wbić patyczki do lodów (chociaż widełki
sprawdzają się świetnie). Układać na płaskim naczyniu – najlepiej również wyłożonym
folią spożywczą. Wrzucić do zamrażalnika na przynajmniej 5-6 godzin.**
*ułatwia to wykładanie
folią spożywczą, która dzięki temu ładnie przylega
**Na powierzchni utworzy
się lodowa „skorupka”, która wygląda dosyć ciekawie, ale pozbyłam się jej polewając
loda przez moment ciepłą wodą
wtorek, 21 sierpnia 2012
Dziurka z ciastkiem
... czyli mini pączki
hiszpańskie zamiast Hiszpanii. Jak już pisałam, wypad tam właśnie – zaplanowany z detalami (między innymi gastronomicznymi) już
kilka miesięcy temu – przepadł i trochę było smuteczków, ale przeszły.
Postanowiłam sobie odbić pączkami hiszpańskimi (wiedeńskimi?). Ostatecznie
nie doczytałam i nie dopatrzyłam, rezultatem jest krzyżówka churros z pączkiem
hiszpańskim, ale smakuje i pachnie jak trzeba :) Przepis znalazłam tu.
składniki (ok 20 sztuk o średnicy 6cm)
ciastka
100g mąki pszennej
50g masła
0,5 szklanki wody
2 jaja (w temperaturze pokojowej)
szczypta soli
olej słonecznikowy do smażenia
polewa
110g cukru pudru
2 łyżeczki soku z cytryny
2 łyżki gorącej wody
Wodę, masło i szczyptę soli zagotować w rondelku. Po zmniejszeniu ognia dodać przesianą mąkę i energicznie mieszać do momentu, w którym ciasto odchodzi od ścianek garnka. Odstawić do ostudzenia. Dodać jaja i miksować aż masa będzie jednolita. Ciasto przełożyć do szprycy i wyciskać krążki na papier do pieczenia. Po wyciśnięciu całości, papier porozcinać na kwadraty. Smażyć* w głębokim oleju** z dwóch stron do osiągnięcia złotego koloru (chwytamy brzeg kwadratu papieru, uważnie odwracamy go nad olejem "ciastkiem" do dołu ;). Po wyciągnięciu, kłaść na ręczniku kuchennym i odsączać z nadmiaru tłuszczu. Odstawić do wystygnięcia.
Przygotować polewę - wymieszać cukier puder, wodę i sok, po czym zanurzać w niej każdy krążek.
*z komentarzy w linku źródłowym wnioskuję, że dobre wychodzą także z piekarnika, ale nie próbowałam :)
**olej powinien mieć 180stopni C; jeśli nie dysponujecie - jak ja - termometrem kuchennym, wystarczy wrzucić do ciepłego oleju kawałek ciasta - jeśli zawrze, można wrzucać pączki
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Słodkie dni w Lugano
No więc… takie rzeczy
tylko u nas. Ciepłe kraje musieliśmy sobie odpuścić ze względów
pogotowio-ratunkowo-szamańskich, nie będę się wdawała w szczegóły (chociaż
byłoby ciekawie). Postanowiliśmy więc (prawie) od razu przejść do następnego
punktu podróży, czyli kraj zimniejszy ale nadal ciepły. Szwajcaria. Czy
właściwie tylko Szwajcarii uroczy kawałek, małe miasto przy włoskiej granicy,
Lugano. Tu, po kilku godzinach jazdy samochodem, wakacje się skończyły, bo do
Lugano wybraliśmy się W Interesach, stąd też relacja będzie dosyć pobieżna.
Niestety, Lugano
gastronomicznie nas rozczarowało – przynajmniej jeśli chodzi o restauracje.
Liczyliśmy na chociaż jedną restauracyjkę z klimatem, gdzie można zjeść coś
miejscowego. Najlepiej w centrum lub jego najbliższych okolicach. Niestety –
jedyne (naprawdę JEDYNE) przyzwoite miejsca, w których można było usiąść i zjeść
to pizzerie i spaghetterie - dla nas chleb powszedni. Był sens wydawać
40franków (ok.130zł!) na pizzę? Nie, nie było sensu.
Tak więc kolejno
wybraliśmy się:
- na kanapki do budki z
kebabem, której nawet nie ma na mapie
- do stołówki w Ikei (ch Lugano Sud)
- do bardzo dobrze
zakamuflowanej stołówki (ch Manor w centrum miasta)
- do meksykańskiej
restauracji Dona Juarra, w której ceny zdecydowanie nie odpowiadały jakości
jedzenia, wystroju i obsługi, ale byliśmy tak głodni, że doszliśmy do tego
wniosku dopiero dzień później.
Ogólnie rzecz biorąc,
przeciętny turysta ma bardzo małe szanse na to, by znaleźć powyższe miejsca lub nie zbankrutować (albo przynajmniej nie mieć moralnego kaca, że wydał
tyle kasy na średniej jakości jedzenie). Zastanawiamy się, co można zjeść w restauracjach,
znajdujących się lekko poza centrum, które u szczytu turystycznego sezonu były
pozamykane…
Jak już pisałam – bardzo
pobieżny opis. Ale Lugano to takie miejsce, które niezbyt często znajduje się
na liście tych, które chciałoby się zwiedzić, więc uważam, że wdawanie się w szczególniejsze
opisy nie ma sensu :) Piszę jedynie, by dać ogólną ideę z punktu
widzenia miłośnika jedzenia „na mieście”.
Żebyście nie myśleli
o Lugano brzydko, dodam, że to naprawdę bardzo ładne, spokojne (mimo wielu
nieprzyzwoicie bogatych turystów) miasteczko. Ludzie są na pierwszy rzut oka
przemili (ale ile można się nauczyć o ludziach w cztery dni?), na pewno
przyjemnie się tam mieszka (wiele inicjatyw przeznaczonych głównie dla
mieszkańców: letnia mobilna biblioteka w parku, koncerty, seanse kina letniego, degustacja piw zagranicznych, to wszystko tylko podczas naszego krótkiego
pobytu tam, a długaśne listy z nadchodzącymi wydarzeniami towarzyskimi - jednorazowymi i cyklicznymi - rozwieszone były po całym mieście). Jest gdzie usiąść i na co popatrzeć (wąski
bulwar spacerowy wzdłuż brzegu jeziora), można wynająć (w stosunkowo
przystępnej cenie!) rowerek wodny lub łódź motorową. Można wjechać kolejką na
Monte Brè (następnym razem, czas trochę nas ograniczał). Można na nią wejść o
własnych nogach (opcja, którą chętnie bym wybrała, gdyby nie leń pasożytujący
na Kochanku). Do tego bardzo, ale to bardzo dobrze zaopatrzone supermarkety (i
nie mam tu na myśli miejscowych produktów typu czekolada czy sery, bo to
oczywiste) – udało nam się zrobić tylko szybki spacer pomiędzy regałami, ale to
wystarczyło, by umiejscowić szwajcarski COOP na szczycie listy najlepiej
zaopatrzonych supermarketów (niestety, na moje nieszczęście włoskie widnieją na samym końcu…).
Liberty Ale - sosnowo-cytrusowe piwo ze
Stanów Zjednoczonych, sączone przy okazji wyżej wspomnianej degustacji
Kawałek wystawy sklepu,
obok którego okazję mieliśmy przejść jedynie 15 sierpnia (=zamknięte)
Jeden z naszych
nielicznych nabytków: przepyszna czekolada mleczna z solonym karmelem
Precle – dla miłośników
słonych przekąsek. Ja do nich nie należę, więc wszystkie precle minus jeden wszamał
w drodze powrotnej Kochanek
Subskrybuj:
Posty (Atom)